Michał Wojciechowski pobyt w Kenii od 31.01.-19.02.2014r.

O swojej przygodzie w Afryce, w Kenii, o tym jak trenuje się pod okiem kenijskich biegaczy i trenerów opowiada Michał Wojciechowski, polski biegacz z klubu Witar Tarnobrzeg, który na co dzień musi zmagać się z trudnościami związanymi z brakiem słuchu.

Zapoznajcie się z historią Michała i niech będzie ona inspiracją dla wszystkich, którzy toczą zmagania nie tylko z biegowymi trasami ale również własnymi trudnościami.

W ubiegłym roku zaczęła w mojej głowie kiełkować myśl o wyjeździe do Kenii. W tym roku stała się ona rzeczywistością. W czasie polskiej zimy, znalazłem się w środku Afryki na zgrupowaniu, aby przygotować się do tegorocznego sezonu biegowego, w miejscowości Kapsabet, 312 km od Nairobi.

Leciałem z Warszawy z przesiadką w Turcji, do stolicy kraju. Z powodu opóźnienia samolotu, niespodziewanie nocowałem w Turcji czekając na kolejny lot. Zostałem zaproszony przez słabo słyszącego kolegę z tamtego kraju Baxtona Menjo, którego poznałem na Olimpiadzie Niesłyszących w Bułgarii, w 2013 r. Szybko nawiązaliśmy kontakt (pomimo nieuniknionych trudności językowych), wymieniliśmy adresy i telefony.

Baxton opowiadał o swoim kraju. Dowiedziałem się o świetnych  warunkach jakie oferuje biegaczom Kenia, zarówno tych stworzonych przez człowieka (o trasach i stadionach), jak i warunkach przyrodniczych (klimat). Dlatego zacząłem myśleć o wyjeździe. Chciałem trenować i jeszcze raz trenować, ale nie ukrywam, że chciałem też zobaczyć nowy kraj i nowy kontynent na własne oczy.

Bieganie to nie tylko sport, to także pasja i styl życia. To wysiłek, upór i konsekwencja. To poszukiwanie swojej drogi. Zacząłem śledzić w Internecie wiadomości z Kenii. Okazało się, ze Europejczycy chętnie tam trenują.

I w końcu moje marzenie zaczęło się spełniać. Doleciałem szczęśliwie do stolicy, gdzie czekał Baxton. Mieliśmy przed sobą jeszcze kilka godzin podróży – do Kapsabet ze stolicy jest kawałek drogi: 307 kilometrów. Kapsabet to niewielka miejscowość położona na płaskowyżu. Zamieszkałem u Baxtona i wkrótce zaczęliśmy pracę.

Trenowałem codziennie (po raz pierwszy na tak dużej wysokości 2400 – 2900 m n.p.m.) pod okiem jego trenera wraz z kenijskimi biegaczami, mistrzami maratonów. Poznawałem ich zwyczaje treningowe oraz dietę którą stosują. Ale oprócz tego poznawałem nową kulturę, piękną przyrodę Kenii i jej mieszkańców oraz rodzinę Baxtona.

W tym czasie (styczeń, luty) w Kenii jest lato, świetna pogoda, temperatura 30-35 stopni w ciągu dnia, ale mimo lata, w nocy i nad ranem jest dość zimno. Warunki do treningu są znakomite.

Odwiedziłem oczywiście także szkołę dla niesłyszących, którą ukończył Baxton i poznałem jego nauczycieli. Kenijski język migowy jest trochę inny, niż język migowy w Polsce. Dlatego też rozmawialiśmy z Kenijczykami po angielsku nie tylko ustnie, ale dla ułatwienia także pisemnie.

Po raz pierwszy zobaczyłem z bliska Afrykę, przeżyłem wiele niezapomnianych chwil i nadal jestem pod wielkim wrażeniem tego pięknego kraju, innego niż kraje europejskie i jego życzliwych mieszkańców. Marzę o powrocie do Kenii w przyszłości, ale równocześnie nadal intensywnie trenuję, starając się zarobić na lot i obóz treningowy.

Z przyjacielem Baxtonem Menjo trenowaliśmy już od 6-ej rano. Maratończycy potrafili pokonać dystans 400 m 20-30 razy. Po południu trenowali znowu. Trenowałem wraz z nimi raz lub dwa razy dziennie przez całe trzy tygodnie.

Niektórzy kenijscy biegacze brali już kilkakrotnie udział w biegach w Polsce, Czechach i na Słowacji. W związku z tym mają pamiątki z Polski, m.in.  koszulki i medale. W tym roku też zamierzają startować w Polsce. Będą mieli bazę w Wałbrzychu. Przyznają, że klimat w Kenii bardziej sprzyja bieganiu niż klimat w Polsce.

Zobacz:
http://4run.pl/wyprawa-do-afryki-i-trening-pod-okiem-kenijskich-biegaczy-i-trenerow/

Michał Wojciechowski

 

 

Serwis korzysta z plików cookies w celu realizacji usług zgodnie z polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookies w Twojej przeglądarce lub konfiguracji usługi.